Karolina niedawno skończyła czterdzieści lat i także niedawno rozstała się z mężem, gdy doszła do wniosku, że jej małżeństwo było fikcją i nie opierało się na żadnym głębszym uczuciu. Karolina pracuje na uniwersytecie, jest profesorką na wydziale historii sztuki i wraz z rozpoczęciem roku akademickiego jest pełna nadziei na nowe życie. Właśnie kończy urządzać swoje własne mieszkanie i pragnie spotkać kogoś, kto wreszcie zaakceptowałby ją taką, jaką jest. Ta przemożna potrzeba akceptacji, czułości i bliskości ma ogromny wpływ na jej działania.
Karolina zajmuje się w swojej pracy uniwersyteckiej silnymi kobietami w sztuce, zaszufladkowana jest jako feministka. Zresztą jej sposób bycia potwierdza tę pozycję - elegancka, zadbana, pewna siebie. Równocześnie całe jej życie tej wizji przeczy. Kobieta rzuca się w ramiona przypadkowych kochanków lub wikła w związki bez przyszłości, pragnąc odnaleźć dość stereotypową i drobnomieszczańską stabilizację polegającą na wspólnym domu, dzieciach i życiu rodzinnym. To marzenie nie ma szans na spełnienie, co wprawia Karolinę w jeszcze większy smutek. Każde potknięcie i odrzucenie przyczynia się do coraz głębszej melancholii. Szansą na wyrwanie się z marazmu wydaje się być nowy doktorant - młody, przystojny, elokwentny mężczyzna, który zasadza swoją pracę doktorską na epokowym odkryciu powiązań niszowej i mało znanej szwedzkiej graficzki z niemieckim surrealizmem. Po początkowym sceptycznym nastawieniu, Karolina pozwala się porwać jego pomysłowi i osobowości.
To powieść w pewnym sensie o kryzysie wieku średniego. O podsumowaniu życia, o otrzeźwiającym spojrzeniu na to, co minęło i na zaprzepaszczone szanse. Bohman zawarła tu mnóstwo dygresji, wspaniałych nawiązań do sztuki, ale też rozważań o architekturze na przykład - nie wszystkie te myśli będą na równi interesujące, ale dopełniają one portretu psychologicznego kobiety. Karolinie nie brak zdolności do autorefleksji, chęci do zmian, do analizy, wraca ona nawet do miasta, z którego pochodzi, a wyrwanie się z którego i przyjęcie posady w Sztokholmie było wielkim sukcesem zawodowym.
O zmierzchu to powieść, która ma szansę rezonować z kobietami w podobnym wieku jak główna bohaterka. Liczne dygresje mogą być tutaj wielkim atutem (jeśli trafią w zakres zainteresowań czytelniczki) lub wadą - jeśli czytelnika/-czkę będą nudzić. Bohman po raz kolejny potwierdza, że potrafi szkicować charaktery i tworzyć udane portrety psychologiczne.
Moja ocena: 4/6
Therese Bohman, O zmierzchu, tł. Justyna Czechowska, 208 str., Wydawnictwo Pauza 2019.
Super, że do Ciebie trafiła. Ja nie potrafiłam się w tej książce odnaleźć, bardzo mnie wymęczyła, nie wzbudziła żadnych emocji czy refleksji. Niestety była mi zupełnie obojętna :(
OdpowiedzUsuńNo szkoda, ale być może ma to do czynienia z jakąś wspólnotą doświadczeń/przemyśleń z bohaterką.
UsuńPodobała mi się ta powieść, dygresje mnie nie nudziły. Ale czy Karl, z którym rozstała się Karolina, na pewno był jej mężem? :)
OdpowiedzUsuńByć może nie, prawdopodobnie tylko partnerem.
Usuń