Prozę i humor Jana Weilera znałam już z jego książek o dojrzewaniu nastolatki, które notabene były w Niemczech bestsellerami. Tę powieść natomiast polecił mi mąż, którego zachwyciła pomysłem i wykonaniem. I faktycznie, to bardzo przyjemna lektura.
Kim ma piętnaście lat i jest niezbyt szczęśliwa w swojej rodzinie. Jej ojczym to typowy nowobogacki dorobkiewicz, który jest kopalnią pomysłów na nowe biznesy. Co więcej potrafi te pomysły przekuwać na faktyczny sukces. To czasem ma dobre strony, ale potrafi być też bardzo męczące, zwłaszcza gdy ojczym naśmiewa się z ojca Kim. Tego ojca dziewczyna praktycznie nie zna, bo odkąd rozstał się z matką, nie utrzymują kontaktu. Jest jeszcze młodszy, uwielbiany przez wszystkich brat i mama. Kim czuje się jak piąte koło u wozu, niechciana i wyśmiewana. Pewnego wieczoru przebiera się miarka i dziewczyna niechcący podpala brata. To oczywiście pogarsza jej sytuację w rodzinie, która decyduje, że Kim nie pojedzie na wspólne wakacje na Florydę, lecz spędzi je z nigdy niewidzianym ojcem.
Kim jedzie więc pociągiem na drugi koniec Zagłębia Ruhry, by poznać jej wytwornego, jak go określa ojczym, ojca. Rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna, tak inna, że Kim nawet w najśmielszych wyobrażeniach by na nią nie wpadła. Jej ojciec to spokojny, dobroduszny człowiek, który żyje w hali fabrycznej, a zarabia na życie jako domokrążca sprzedający markizy przeciwsłoneczne. Dziewczyna musi się więc przyzwyczaić do zupełnie innego standardu życia, zadomowić na terenie postindustrialnym i zaprzyjaźnić z kolegami ojca. Początkowa niechęć Kim przeradza się w zainteresowanie i zrozumienie. Poznaje ona stopniowo przeszłość ojca i skomplikowane stosunki między nim, jej matką a ojczymem.
Powieść Weilera ujęła mnie spokojną narracją, która toczy się niespiesznie, tak jak życie ojca Kim. Jego język skrzy się od humoru, ale mnie ujął przede wszystkim doborem słownictwa. Weiler bowiem charakteryzuje swoich bohaterów przez język - sposób mówienia, powiedzonka, wybór słów. Bardzo lubię taki zabieg, a niektóre powiedzonka przejęliśmy nawet do naszego języka domowego.
Weiler osadził tę powieść we współczesnych realiach niemieckich, nie tylko świetnie szkicując robotniczą klasę Zagłębia Ruhry, ale także wpływ sytuacji politycznej w NRD, oraz upadku muru berlińskiego na życie konkretnej rodziny. Najlepiej wyszły mu jednak postaci - nie tylko Kim, ale i ojczym, ojciec, jego kumple i nowy kolega Kim - chłopak pochodzenia rosyjsko-tunezyjskiego. Bardzo przyjemna, pełna melancholii lektura, która równocześnie skłania do refleksji.
Moja ocena: 4,5/6
Jan Weiler, Der Markisenmann, czyt. Lisa Hrdina, 333 str., Der Hörverlag 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz