Pierwsza wydana w Polsce powieść Lykke bardzo mnie ubawiła i przypadła so gustu, dlatego cieszyłam się na jej kolejną publikację. Tym razem Norweżka postawiła na męskiego bohatera. Knut ma pięćdziesiąt osiem lat i za sobą szczyt kariery pisarskiej. Po przełomowej powieści wprawdzie jeszcze publikował, ale bez większych sukcesów. To oznacza, że utrzymuje się ze spotkań autorskich w podrzędnych bibliotekach i w szkołach, gdzie stawia czoła znudzonym i niezainteresowanym literaturą nastolatkom. Knut mieszka sam, jego byla żona, też literatka, mieszka z Terje, pisarzem, a ich dorosły syn nie utrzymuje większych kontaktów z rodzicami.
Knutowi nie pozostaje nic innego niż dumać nad swoim życiem, upadającą karierą i kondycją świata literackiego i w ogóle. Pewnego dnia do jego skrzynki mailowej wpada zaproszenie na festiwal literacki w Lillehammer, na którym ma wziąć udział w panelu dotyczącym niewierności w życiu i w literaturze. Knut podejrzewa, że pierwszy gość w ostatniej chwili odmówił, a on jest ostatnią deską ratunku. Do pozytywnej odpowiedzi skłoni perspektywa darmowego jedzenia i hotelu, mimo że w panelu oprócz niego wezmą udział nowy mąż byłej żony i słynna pisarka, autorka prozy autobiograficznej. Owa pisarka w swojej ostatniej książce bez ogródek opisała różne wydarzenia ze swojego życia oraz wymieniła szereg osób z imienia i nazwiska, które brały w nich udział. Trafiło też na Knuta, którego przedstawiła jako napalonego dziada, który ją molestował. Ten jest oburzony tą kreacją, bo z jego perspektywy cała sytuacja wyglądała inaczej.
W tej powieści niewiele się w zasadzie dzieje, punktem kulminacyjnym jest ów panel, ale cała treść zasadza się na przemyśleniach Kurta na temat kondycji świata czy literatury. Spogląda także na swoje życie, doszukuje się błędów, przyczyn różnych sytuacji. W tle przewija się szereg postaci, przede wszystkim sąsiad Frank, który ma romans z żonatym Pakistańczykiem, pracującym jako lekarz, ale także redaktor i była żona. Przyznam się, że nie bawiłam się tak przy tej książce, jak przy "Ostatnim stadium", a przemyślenia Knuta często mnie zwyczajnie nudziły. Lykke przedstawia go jako dość nudnego faceta, który wszystko chętnie krytykuje (choć często słusznie!) i nie podąża za światem, choć przyznam, że ja czułam dla niego pewną sympatię.
Fajnym smaczkiem jest natomiast nawiązanie do lekarki z "Ostatniego stadium" – przynajmniej ja je tak odebrałam.
Moja ocena: 3,5/6
Nina Lykke, Nie jesteśmy tu dla przyjemności, tł. Karolina Drozdowska, 304 str., Wydawnictwo Pauza 2025.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz