czwartek, 7 sierpnia 2025

"Trans-Atlantyk" Witold Gombrowicz


W szkole nie przeczytałam jednej, jedynej lektury. Owszem, zaczęłam, ale porzuciłam. Coś, czego kiedyś nigdy nie robiłam. Niestety, mając siedemnaście lat, nie przeskoczyłam "Ferdydurke" Mając lat o wiele więcej, zapragnęłam wrócić do Gombrowicza, sądząc, że ówcześnie nie doceniłam pisarza. "Trans-Atlantyk" od dawna czekał na czytniku i dzięki wyzwaniu 25 książek na 2025 wreszcie się lektury doczekał. To nie jest długa książka, ale zajęła mi zdumiewająco dużo czasu. Przeczytałam wstęp, przeczytałam powieść i przeczytałam posłowie. Dzięki temu ostatniemu wiem, o czym czytałam i jaki był cel Gombrowicza. Ale tylko dzięki temu. 

Opierająca się na własnych doświadczeniach pisarza powieść ma na celu zdemaskowanie Polonii, układów, układzików, stosunków i pojęcia ojczyzny. Gombrowicz przypływa do Argentyny na krótko przed rozpoczęciem wojny i decyduje się tam zostać. Jako że nie śmierdzi pieniądzem, szuka wsparcia wśród licznej Polonii i w placówce dyplomatycznej, co jest dla niego przyczynkiem do napisania tej groteskowej i prześmiewczej powieści. To rzecz, która nie zasadza się na fabule, a na słowie. Gombrowicz wyraża wiele za pomocą powtórzeń, wyolbrzymień czy innych zabiegów językowych, nie poświęcając wiele uwagi prowadzeniu narracji. Ta książka to eksplozja słowa, przytłaczająca, rozbuchana i męcząca. O ile jestem w stanie docenić pojedyczne zabiegi, pomysły, wyrażenia, to całościowo jest tego dla mnie za dużo. Nie rozumiem tego stylu, nie kupuję tego natłoku, nie odnajduję się w takiej grotesce, a co za tym idzie, do Gombrowicza już nie wrócę.

Moja ocena: 2/6

Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk, 164 str., Wydawnictwo Literackie 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz