piątek, 24 lutego 2017

"Kłamczucha" Małgorzata Musierowicz


Kontynuuję moją przygodę z Jeżycjadą i tym razem sięgnęłam po Kłamczuchę. Okazała się być lekturą idealną na chorobę i słabe samopoczucie. I dużo lepszą od Szóstej Klepki.

Bohaterką Kłamczuchy jest Aniela Kowalik, piętnastoletnia mieszkanka Łeby, która w wakacje przypadkowo spotyka Pawła. Półgodzinne spotkanie wystarcza, by zakochała się w nim na zabój i powzięła decyzję do zdawania do szkoły ponadpodstawowej do Poznania. Tylko do jakiej? Okazało się, że tylko w Poznaniu jest Liceum Poligraficzne, a więc chcąc nie chcąc, decyduje się na tę szkołę. Egzamin przebiega pomyślnie, dopiero później zaczynają się kłopoty. Misterny plan Anieli nie zawsze bowiem się sprawdza. Po pierwsze należy znaleźć mieszkanie w pobliżu Pawła, w tym celu trzeba przebrać się za biedną krewną i usiłować zatrzymać się u wuja. Następnie zadzwonić do ukochanego, ale nie przyznać się do przeprowadzki. Kolejny krok jest jeszcze bardziej szalony - znaleźć pracę w domu Pawła, wykreować się na wiejską dziewuchę i szpiegować chłopaka. Piramida kłamstw i kombinacji w końcu zaczyna się chwiać, a Aniela zaczyna się uczyć, że dobro i bezinteresowność zazwyczaj popłacają.

Musierowicz umiejętnie wykreowała postać Anieli - zagubionej nastolatki, która uwikłała się w niefortunne zakochanie. To nie jest tak sympatyczna postać jak dobroduszna Cesia, Aniela bywa złośliwa, samolubna i egoistyczna. I może dlatego wydaje się być bardziej realna.
Najsympatyczniejsza w całej książce jest  jednak rodzina wuja Mamerta, a zwłaszcza ich dzieci Tomcio i Romcia. Scena szukania w butach prezentów od Mikołaja cudna!

Dla czytelników cyklu miłe jest spotkanie bohaterów Szóstej Klepki, bo przecież ukochany Anieli to Paweł z klasy Cesi! Musierowicz zręcznie snuje powiązania między kolejnymi bohaterami, tworząc podwaliny sagi.

Także w tym tomie znaleźć można kilka przeżytków takich jak nagminne palenie papierosów przez dorosłych bohaterów czy bicie dzieci jako metoda wychowawcza.
Ciekawe, że już tutaj autorka opisuje smród i tłok wielkiego miasta. To, co stało się obsesją w najnowszych tomach, wyraźnie zaznacza się już w Kłamczusze. Musierowicz ubolewa nad brakiem zieleni, nad hałasem, spalinami i brudem.

Ciekawa jestem jakie wrażenia przyniesie mi kolejny tom. Na razie cieszę się jednak, że w książce o Anieli odnalazłam dawny urok Jeżycjady.

Moja ocena: 5/6

Małgorzata Musierowicz, Kłamczucha, 222 str., Nasza Księgarnia 1991.

4 komentarze:

  1. Właśnie to najbardziej w Jeżycjadzie lubiłam, że wszyscy w pewien sposób tworzyli tam jedną wielką rodzinę, postaci z poprzednich tomów ciągle gdzieś się w tle przewijały, wracały, a ja na nie czekałam. Dzięki temu nie kończyło się wszystko na „Żyli długo i szczęśliwie”, ale mogłam jeszcze zajrzeć za kulisy życia tych par, które tak polubiłam, poznać ich dzieci, zobaczyć, jak się zmienili i jak im się teraz żyje. Inspirujesz do powrotu na Jeżyce :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ja też i znowu to odkryłam. Szósta klepka siłą rzeczy tego nie miała, pomijając już jednak te powiązania, nadal uważam, ze od Kłamczuchy jest dużo słabsza. Cieszę się, że inspiruj ę! Ja w styczniu zaczęłam od SzÓstej klepki i pewnie w tym roku przeczytam na nowo Jeżycjadę, przynajmniej do tego tomu, do którego niewiele pamiętam. Muszę tylko jeszcze reszte przywieźć sobie do Portugalii.

      Usuń
  2. Ja po Twoim niedawnym poście przeczytałam pierwsze trzy tomy Jeżycjady ( w 2 dni :P). I kurcze, ta książka sama w sobie jest lepsza, niż tom 1, ale postać Anieli mnie trochę mierzi. Jej decyzje są dla mnie nie do pomyslenia. Dlatego raczej bym wybrała Szóstą Klepkę jako fajniejszą:) naiwna, bo naiwna, ale coś w sobie ma. Dobrnęłaś już do Kwiatu Kalafiora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do postaci Anieli zgadzam się z Toba, dla mnie nie do przyjęcia, ale wydaje mi się bardziej realna od Cesi, która z pokorą robi za popychadło rodziny. Jeszcze nie czytałam dalej, dawkuję sobie te książki, żeby mieć na każdą świeże spojrzenie.

      Usuń