czwartek, 23 stycznia 2020

"Paw królowej" Dorota Masłowska



Lektura Pawia królowej jest męcząca, wymagająca, wyczerpująca wręcz. Brnięcie w zawiłości języka Masłowskiej nie jest zajęciem łatwym, zdecydowanie nie należy się go podejmować w "międzyczasie". Ja, niestety, przeważnie właśnie tak czytam książki, więc na początku trudno było mi się do tej prozy przekonać. Dopiero gdy poświęciłam powieści więcej czasu, załapałam flow, że się tak nowomodnie wyrażę. Zaczęła do mnie przemawiać fraza autorki, klarować się treść, ale do końca do samej książki się nie przekonałam.

W prozie Masłowskiej wiele mi się podoba - swoista monotonność rytmu, gra językiem, świetne ucho, wprowadzanie siebie jako bohaterki, ale mimo tych wszystkich zalet, nie mogę się wyzbyć wrażenia, że taki styl pisania jest udziwnianiem na siłę. Kombinowaniem, mataczeniem, celowym zwodzeniem czytelnika. Nie muszę mieć racji, ja tę prozę po prostu tak odczuwam i gdy kończę lekturę, oddycham z ulgą.

Nie piszę jednak o najważniejszym, czyli o treści. A to dlatego, że moim zdaniem nie jest ona szczególnie odkrywcza. Dziś nie jest, nie wiem, jak sprawa się miała, gdy książka powstawała. To powieść o polskim show-biznesie, którym rządzą kombinacje, akrobacje, wymyślanie, zaciemnianie i rozjaśnianie, żeby sprzedać, omamić odbiorcę, zadowolić przysłowiowe ciemne masy. Tu liczy się sprzedaż, a nie jakość czy estetyka. Każdy może być piosenkarzem, każdy może być twórcą. Masłowska opiera swoją relację na grotesce, niezwykle wybujałej grotesce balansując na osi: show-biznes i szary człowiek, który na swój kawałek chleba ciężko za...rabia. W środku umieszcza siebie jako McDoris, która komentuje własną książkę. To wszystko jest ciekawe, zabawne, ale męczy. A już fakt, że tak książka dostała Nagrodę Nike jest dla mnie kuriozalny. Oczywiście doceniam nowatorskość prozy Masłowskiej, jej pomysł, wyczucie rytmu, przede wszystkim język, ale nie widzę w tej akurat książce potencjału na dzieło.

Moja ocena: 3,5/6

Dorota Masłowska, Paw królowej, 156 str., Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża 2005.

2 komentarze:

  1. Książki nie znam, o książce nigdy nie słyszałam i po Twoich słowach wątpię, że po książkę sięgnę. Nie przepadam za "udziwnionym" językiem - chyba że męczę lektury albo powieści przedpotopowe. Wracając. Wolę, jak autorzy wyrażają się w sposób oczywisty, nie gloryfikując własnych umiejętności lawirowania między słowami. Bo po cóż? Żeby się popisać? Żeby udowodnić wyższość?

    Trochę poleciałam po bandzie, ale dzisiaj mam nerwowy dzień to mogę. A co. :) Poza tym świetnie przedstawiona recenzja.

    www.pomistrzowsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię gry językowe, lubię w zasadzie też poczucie humoru Masłowskiej. Tutaj bardziej ten język jest jednak nużący, bo cała książka jest w tym samym stylu.

      Usuń