piątek, 13 marca 2020

"Mój rok relaksu i odpoczynku" Ottessa Moshfegh


Tytuł tej książki mnie uwodził, obiecywał coś ulotnego a zarazem kuszącego. Jednak ta książka to opis głębokiej depresji i żałoby, nie pozbawiony jednak sporej dozy ironii.

Główna bohaterka, bogata, młoda kobieta, która pracuje w galerii sztuki, straciła niedawno oboje rodziców. Jej najlepszym pomysłem na poradzenie sobie z pustką w życiu i żałobą są wizyty u nie całkiem normalnej lekarki, która przepisuje jej dowolny koktajl leków. Kobieta, czyli bezimienna bohaterka, łyka wszystko jak leci i decyduje się na roczną hibernację, świadomie odcina się od kontaktów socjalnych, od życia, od wydarzeń, decyduje na sen. 
Początkowo jednak czytelnik nie zna przyczyn tej decyzji. Kobieta wydaje się wieść idealne życie - luksusowe, bogate, zabezpieczone. Stopniowo opisywana przeszłość - brak miłości matki, jej obojętność także nie tłumaczą do końca jej parcia do autodestrukcji i wyłączenia się ze świata. Równocześnie autorka przedstawia Revę - przyjaciółkę, która stale próbuje aspirować do nowojorskiej elity, głodząc się, rzygając i dbając o samokreację. 

Nie za bardzo przemawia do mnie zamysł autorki. Rozumiem chęć napisania satyry nowojorskiej społeczności - która zresztą świetnie jej wyszła, ale cała otoczka, kompulsywne łykanie leków jest moim zdaniem chybiona. Jako osoba wręcz fanatycznie unikająca leków, nie czuję tej fazy. Nie przemawia do mnie autodestrukcja, nie widzę tu możliwości autoterapii ani instynktu przetrwania. Najbardziej jednak mierzi mnie zakończenie, które nieuchronnie dąży do 9/11. Czytając, miałam nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne, ale niestety nie i właśnie to pogrzebało dla mnie tę powieść do reszty.

Moja ocena: 3/6

Ottessa Moshfegh, Mój rok relaksu i odpoczynku, 272 str., Wydawnictwo Pauza 2019.

2 komentarze:

  1. Zaintrygowało mnie to 9/11. Ale od czego mamy wujka Google. Poszukałam i znalazłam. Z tego co piszesz tytuł rzeczywiście nie jest adekwatny do treści książki. Dziś chyba nie najlepszy czas do tego rodzaju autodestrukcyjnej lektury. Życzę kolejnej mniej przygnębiającej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam ją jeszcze w lutym, na urlopie, kiedy nikomu się nie śniło, co się stanie.

      Usuń