poniedziałek, 27 kwietnia 2020

"Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami" Joanna Lampka



Zawsze wydawało mi się, że sporo wiem o Szwajcarii. Jako germanistka, germanofilka i była przyjaciółka pewnej Szwajcarki. Lampka odwraca jednak całkowicie moją perspektywę, ponieważ pisze o Helwecji z punktu widzenia Polki, która mieszka pod Genewą, czyli we francuskojęzycznej części tego kraju. Dotychczas traktowałam tę Szwajcarię po macoszemu. Z przyczyn wymienionych powyżej, ale także na podstawie moich kontaktów ze Szwajcarami pochodzącymi z francuskojęzycznych kantonów. Te kontakty były zazwyczaj zawodowe lub turystyczne i bardzo niesatysfakcjonujące. Zarówno będąc w tej części Szwajcarii, jak i przyjmując turystów stamtąd, uderzałam w barierę niezrozumienia. Mój francuski nigdy nie wyszedł poza poziom bardzo podstawowy, a wszyscy Szwajcarzy, powtarzam wszyscy jak jeden mąż, nie skalali się słowem po niemiecku. Tak więc porozumiewaliśmy się na migi lub za pomocą bardzo podstawowego angielskiego, mojej elokwencji i znajomości portugalskiego i owych paru słów po francusku. Na takiej bazie nie można zyskać żadnej wiedzy, sformułować żadnej opinii czy ukształtować swojego zdania. 

Dlatego, gdy rozpoczęłam lekturę książki Lampki i zorientowałam się, że mieszka ona w owej traktowanej przeze mnie po macoszemu części Szwajcarii, bardzo się ucieszyłam. Co więcej wyczekiwałam wszystkich fragmentów i rozdziałów o stosunku Szwajcarów do siebie i punktu widzenia tych francuskojęzycznych, o pozostałych dwóch językach już nie wspominając. I nie zawiodłam się, autorka sporo na ten temat pisze. Jeśli jednak spodziewacie się, że to książka w stylu przewodnika, stricte krajo- i kulturoznawczego, to was zawiodę.

Lampka stawia na podejście bardzo osobiste, informacje o kraju, Szwajcarach, zwyczajach są zawsze poparte jej własnym doświadczeniem, anegdotką z życia jej i jej partnera. Opisując jednak życie w nowej ojczyźnie, wplata mnóstwo refleksji na temat emigracji, wyborów życiowych, odnajdywania własnej ścieżki. Nie brak tu osobistych wyznań, także bolesnych. Pod koniec książki Lampka zamieściła dłuższy rozdział o pobycie w położonej w górach samotnej chacie, gdzie zamierzała w ciszy i spokoju pisać. Ten rozdział można by rozbudować w osobną powieść - autorka przeżywa na odludziu wiele przygód i poznaje ciekawe osobowości. Nawet jeśli ta część jest bardzo odmienna od reszty książki, właśnie ona jest najlepszym dowodem pisarskiego talentu Lampki.

Styl Lampki przypadł mi do gustu - pisze ona ze swadą, ze sporą dozą sarkazmu i dużym poczuciem humoru, zwłaszcza tego wobec siebie. Nie można jej odmówić zdolności obserwowania innych i skłonności do niespotykanych przygód oraz talentu fotograficznego. Mam nadzieję poznać Lampkę jako autorkę beletrystyki, bo mam wrażenie, że dobrze by się na tym polu odnalazła.

Moja ocena: 5/6

Joanna Lampka, Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami, 384 str., Wydawnictwo Pascal 2020.

2 komentarze:

  1. Świetny tytuł. ;)

    Chętnie sięgnę po tę książkę, bo ja z kolei jestem ogromną frankofilką i kocham francuski. A jeśli idzie o Szwajcarię, to często traktuję ją po macoszemu, bo jest po części też niemiecka, a mnie akurat z niemieckim zupełnie nie po drodze. ;) Ciekawa jestem jakie będą moje wrażenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam, myślę, że się odnajdziesz w tej książce. Ja jestem fanką wszystkich języków w zasadzie, francuski jest w sumie jedynym, z którym mi nie wyszło.

      Usuń