poniedziałek, 17 lipca 2023

"Mój mały zwierzaku" Marieke Lucas Rijneveld


Niepokój przychodzi o zmierzchu mnie zachwycił, mimo że to niekomfortowa, czasem wręcz obrzydliwa proza. Mój mały zwierzaku, druga powieść Rijnevelda (aktualnie należy wobec tej osoby pisarskiej używać zaimków męskich, jak wyczytałam w Wikipedii) jest równie niekomfortowa i obrzydliwa, a nawet obrazoburcza. Osoba autorska wraca do podobnej scenerii - jest holenderska wioska, gospodarstwo, krowy i czternastoletnia dziewczyna. To dziewczyna u progu dojrzewania, niezwykle samotna. Ojciec niespecjalnie interesuje się nią i starszym bratem, odkąd odeszła (zniknęła?) matka i zginął młodszy brat. Natomiast interesuje się nią weterynarz. Czterdziestodziewięciolatek, ojciec dwóch synów, mąż i człowiek pełen traum z dzieciństwa. To on dostrzega dziewczynę i zakochuje się w niej. 

Mój mały zwierzaku to monolog weterynarza, jego wyznanie przed sądem, w którym opisuje swoją fascynację dziewczynką. To według jego słów miłość i wielkie uczucie, którego jednak nie widać, bo całe zakochanie zasadza się na cielesności. To właśnie młode i niedojrzałe ciało jest celem jego wzdychań i źródłem podniety. Rijneveld nie stawia tu na powściągliwość czy elegancję, lecz bezpośrednio opisuje chore fascynacje mężczyzny, próby zgwałcenia dziewczyny, jego podniecenie, bezpardonowe wykorzystywanie ufności i niewiedzy itd. Obiekt owego zakochania to straumatyzowane, pozostawione sobie dziecko, które jest zupełnie zagubione i przytłoczone procesem dojrzewania. Dziewczynka została opuszczona przez matkę, nie przepracowała śmierci brata, nie ma oparcia w ojcu i starszym bracie, snuje natomiast przeróżne wizje - rozmawia w myślach z Hitlerem i Freudem, obwinia się za ataki na WTC i marzy o lataniu. Dziecko o tak wrażliwej osobowości jest najepszym materiałem na ofiarę i weterynarz o tym dobrze wie.

Językowo natomiast to majstersztyk pełen odwołań i aluzji literackich. Jako pierwsza nasuwa się oczywiście Lolita i owszem, można tę powieść odczytywać jako współczesną parafrazę tego klasyka, ale Rijneveld utkał w swojej narracji o wiele więcej. Każda strona przepełniona jest wręcz nawiązaniami biblijnymi, do klasyki literatury, ale i popkulturowymi - mnóstwo tu fragmentów piosenek, odwołań, aluzji. Samo podążanie za tymi wątkami przewyższyło by czas poświęcony lekturze. Mimo tego bogactwa językowego (brawa dla tłumacza!) i intertekstualności, nie jestem w stanie docenić tej książki. Nie sądzę, by konieczne było tak dosadne pisanie o pedofilii, nie widzę potrzeby czytania opisów wymuszonych aktów seksualnych z dzieckiem w czasach, gdy setki, tysiące ofiar wstydzą się o swoich doświadczeniach mówić. Rozumiem, że osoba autorska zapewne chciała pokazać zamknięty, pruderyjny i religijny świat holenderskiej wioski, w którym molestowanie jest tajemnicą poliszynela i jest tolerowane nie tylko przez ojca dziecka, ale i nawet żonę sprawcy. Nie zgadzam się jednak na sposób, w jaki ten proces został przedstawiony. Nie muszę wchodzić w głowę sprawcy, by go potępić i nie muszę znać jego motywów i własnych traum, by go usprawiedliwić, bo takie postępowanie nie zasługuje na żadne usprawiedliwienie. 

Będę śledzić dalsze literackie poczynania Rijnevelda, bo to ogromny talent, ale z większą powściągliwością. 

Moja ocena: 3/6

Marieke Lucas Rijneveld, Mój mały zwierzaku, tł. Jerzy Koch, czyt. Andrzej Ferenc, 360 str., Wydawnictwo Literackie 2022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz