czwartek, 14 grudnia 2023

"Nikt nie idzie" Jakub Małecki


Moje piąte spotkanie z prozą Małeckiego potwierdziło, że nie rezonuję z jego prozą. Niby fajni bohaterowie, niby ciekawe losy i niezłe tło, ale ja tego nie kupuję. Wyczuwam sztuczność, jakieś zadęcie, dystans. Bohaterowie i ich problemy nie pozostają ze mną na dłużej i nie wzbudzają głębszych emocji.

Nikt nie idzie to historia dwutorowa, która się splata w nieoczekiwany sposób. Olga przyjaźni się z Igorem, którego brat zaginął w Japonii. Rodzice Igora leczą traumę chłopca, wysyłając go do grabienia liści u znajomych – serio. Tam poznaje Olgę. Dzieci się zaprzyjaźniają, potem łączy ich coś więcej, ale nie może połączyć na zawsze, bo Olga ma problem, o którym nie może powiedzieć przyjacielowi. Zamiast rozmowy wybiera ucieczkę. Pewnego dnia obserwuje w autobusie chorego młodego mężczyznę. Gdy dostrzega go drugi raz, właśnie na przystanku umiera jego matka. Klemens nie mówi i nie ma z nim kontaktu, ale Olga porywa chłopaka. Sama nie wie czemu. A potem ją to przerasta. Ani sekundy zresztą nie zastanawia się, co Klemensowi dolega. W międzyczasie poznajemy też historię chłopca, który wychował się bez ojca. 

Tak streszczona i spłycona treść tej powieści brzmi kuriozalnie – trudno to ukryć. Małecki oplata to jednak zręcznymi słowami, podlewa sosem z haiku i japońskości, przetyka zadumą i przemyśleniami, w ten sposób tworząc prozę, która owszem może poruszać i wzbudzać emocje, ale na mnie zupełnie nie działa. Nie przeczę, że to się dobrze czyta, w końcu jest to moja piąta próba z Małeckim, ale myślę, że zarazem ostatnia.

Moja ocena: 3/6

Jakub Małecki, Nikt nie idzie, czyt. Agnieszka Więdłocha, 264 str., Wydawnictwo Sine Qua Non 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz