Nie pamiętałam już zupełnie, dlaczego i kiedy kupiłam tę książkę, ale gdy zaczęłam czytać i dotarłam do Pszczyny, wszystko stało się jasne. Szeroko pojęte silesiana zawsze będą leżeć w kręgu moich zainteresowań, a gdy traktują o domach, to już w ogóle. Brauntsch nie pisze o pierwszych z brzegu domach, a o tych ceglanych, własnoręcznie murowanych. Takich, jak dom mojej babci – z czerwonej cegły, z wzorem na zewnątrz, z miejscem do siedzenia, podzielonych na sień, kuchnię i izby. Czytając tę książkę, nie mogłam się wyzbyć obrazu domu, w którym się praktycznie wychowałam i z którym łączy się wiele wspomnień. I którego już nie ma.
I właśnie o tym znikaniu zabytków wiejskiej architektury pisze autorka.
Brauntsch szkicuje w eseistycznych rozdziałach domy, przybudówki, obejścia. Są tu fragmenty stricte wspomnieniowe, rodzinne, bardzo ciepłe. Są rozmowy z fascynatami architektury i architektami, którzy próbują zatrzymać dawny styl budowania, doceniając jego bliskość z naturą i praktyczność. Natura odgrywa tu zresztą sporą rolę – Pszczyna otoczona jest wszak wielkimi lasami. Brauntsch opisuje ich historię, dewastację i stan aktualny.
Dużo tu tematów okołodomowych, bardziej z dziedziny architektury krajobrazu, dużo troski o życie w zgodzie z naturą, ale także kulturowych, a przede wszystkim dotyczących życia na styku kultur: polskiej i niemieckiej.
Domy Brauntsch mają duszę, nie są tylko ścianami i murem, to miejsca z atmosferą, przeznaczone do współżycia, a nie tylko wegetacji. Autorce taki sam duch udało się tchnąć w jej książkę. Pięknie się to czyta, choć mnie trochę zabrakło spójności.
Moja ocena: 4/6
Dorota Brauntsch, Domy bezdomne, 208 str., Wydawnictwo Dowody 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz