Maren Uthaug naszkicowała świat w przyszłości – świat, w którym rządzą kobiety, a mężczyźni stanowią tylko niewielki odsetek populacji. Poznajemy ów świat z perspektywy czterech różnych bohaterek. Pierwszą z nich jest Medea, która mieszka w podupadłym klasztorze. Kobieta posiada rzadką zdolność rozumienia węży, hoduje gady i wyrabia miłosne ciasteczka, korzystając z krwi miesięcznej. Jej kochanka jest natomiast kapłanką w nowej wersji kościoła. Bliżej poznajemy także lekarką zamieszkującą świątynię oraz Cichą, jedną z nielicznych już osób, które pozostały w klasztorze. Na zewnątrz można natrafić na przeróżne grupy kobiet – te zajmujące się szczurami i takie, które przyszywają sobie sztuczne penisy, ale też takie, które mieszkają w ruinach starego świata.
Nowy kobiecy świat buduje bowiem inaczej – domy są okrągłe, jak najbardziej oddalone od architektury, którą wymyślili mężczyźni. Mężczyźni to mityczne wręcz stworzenia, które wspominane są jako ciągłe zagrożenie. Ci, którzy pozostali, są kontrolowani, przetrzymywani w specjalnych miejscach i praktycznie nie przypominają ludzi.
Kobiety stawiają na świat bliski naturze, gdzie seksualność jest swobodnie wyrażana i powiązana z pozytywnymi skojarzeniami, dziewczynki wychowywane są przez dwie matki, a mężczyźni kojarzeni tylko z zagrożeniem i niebezpieczeństwem. Uthaug kreuje świat bardzo oryginalny i zaskakujący. Początkowo zupełnie nie mogłam się wtopić w tę wizję, ale z czasem wszystko zaczęło się układać, a ja byłam ciekawa, czym autorka mnie jeszcze zaskoczy.
Ten kobiecy świat ma wady, nie jest idealny, jedynym pewnikiem jest to, że patriarchat był zły. Nie oznacza to jednak, że świat, w którym rządzą kobiety jest rajem. Są konflikty i spory, są protesty i są osoby, które mają się czego obawiać. Do tego autorka świetnie splata losy czterech bohaterek, przy okazji szkicując przeszłość oraz aktualne warunki życia.
"11%" to nie jest wyidealizowana utopia, to zwykły świat ze swoimi wadami, tyle że bez mężczyzn grających pierwsze skrzypce. To także próba pokazania ogromnej roli natury, seksualności, rytuałów, a to wszystko okraszone nie zawsze dla mnie jasną symboliką (węże, ptaki, rośliny). Ciekawa jestem, jak autorka pociągnie tę kreację i zapewne sięgnę po dalszy ciąg.
Moja ocena: 4,5/6
Maren Uthaug, 11%, tł. Joanna Cymbrykiewicz, 356 str., ArtRage 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz