poniedziałek, 29 września 2025

"Haus zur Sonne" Thomas Melle


Narrator powieści cierpi na chorobę dwubiegunową. Po ostatniej fazie manii wpadł w depresję i przygląda się zgliszczom swojego życia. Podczas manii zamienił w miarę uregulowane życie w piekło – ma długi, nie ma znajomych, ma wrogów, nie ma przyszłości. Jego praca jako pisarz także nie ma racji bytu, bo odczuwa zaniki pamięci i wrażenie, że jego mózg nie pracuje jak dawniej. Podczas wizyty w pomocy społecznej wpada mu w ręce broszura tytułowego domu słońca – instytucji, która pomaga godnie zakończyć życie. Nie chodzi tu jednak o prostą eutanazję. Najpierw trzeba złożyć podanie o przyjęcie. Gdy narrator otrzymuje zgodę, ma mieszane uczucia. W domu życie wydaje się być wygodne, pacjenci czy też klienci mają możliwość brania udziału w symulacjach, które pozwalają im przenieść się do scen wyobrażonych. Bohater stopniowo poznaje innych pacjentów i zaczyna wahać się między chęcią życia, a śmiercią.

W tej powieści niemal nie ma akcji, to raczej zapis przemyśleń narratora, który wciąż i wciąż kręci się wokół tych samych tematów. Pełno tu żalu, samobiczowania, wstydu, odrazy. O ile na początku ta perspektywa była dla mnie ciekawa, szczególnie w kwestii autobiograficznej, to z czasem ten potok oskarżeń robił się nudny, a co za tym idzie, nie wzbudzał już emocji. Podobnie miała się sprawa z pomysłem na klinikę komfortowego odejścia – początkowo wydał się ciekawy, ale w praniu już wyszło sztampowo i nudno, a zakończenie było bardzo przewidywalne.

Gdyby to była krótsza, bardziej skondensowana powieść, mogłabym ją bardziej docenić, w tej postaci jednak wynudziła mnie i miałam poczucie, że cierpienie głównego bohatera się rozmywa. To już druga powieść z krótkiej listy Deutscher Buchpreis, która mnie rozczarowała!

Moja ocena: 3/6

Thomas Melle, Haus der Sonne, 311 str., Kiepenheuer & Witsch 2025.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz