Jest rok 2020, Vanessa ma prawie czterdzieści lat i musi nagle opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie w Berlinie. Szukanie nowego lokum w czasie pandemii jest trudne, do tego kobieta nie ma dużego budżetu. Podczas tej żmudnej czynności ogląda dużo za drogie mieszkanie poza Berlinem, a konkretnie w Beelitzer Heilstätten. To wyjątkowe miejsce, właśnie tam z końcem dziewiętnastego wieku powstało nowoczesne sanatorium i szpital dla chorych na gruźlicę. Przeznaczone było dla klasy robotniczej, ale wyposażeniem przodowało na świecie. Ciepła woda w kranach, centralne ogrzewanie, najlepsza klasa medyczna, przepiękna architektura, wysokokaloryczne posiłki – wszystko to miało pomóc chorym wywodzącym się z najbiedniejszych warstw społecznych. Vanessa jeszcze nie wie, że z tym miejscem łączy jej prababka. Johanna Schellmann była pisarką i jej najsłynniejsza powieść opisuje właśnie Beelitzer Heilstätten, a szczególnie jedną z pacjentek – Annę – która miała paranormalne zdolności. W owym czasie okultyzm należał do jednym z najbardziej ulubionych zajęć pań z dobrych domów, więc osoby takie jak Anna przyciągały uwagę. W dużych miastach powstawały towarzystwa spirytystyczne, lekarze, często samozwańczy, badali media i organizowali pokazy. Johanna Schellmann uległa tej fascynacji i zaprosiła Annę nawet do mieszkania w jej własny, bogatym, domu. Tymczasem mąż pisarki był lekarzem, który próbował odkryć lek na gruźlicę i przeprowadzał eksperymenty z pleśnią, co było nie w smak koleżeństwa.
Lenze prowadzi narrację tej powieści na trzech płaszczyznach – współcześnie, w latach 60., oraz w 1907 roku. W 2020 roku wraz z Vanessą poszukujemy informacji o jej prababce, o której dotychczas niewiele wiedziała. W 1967 roku towarzyszymy Johannie, która traci już pamięć, ale wciąż próbuje pisać. Opiekuje się nią Klaus, student, który robi dla Johanny zakupy, ale i wysłuchuje historii jej życia i pisania. W 1907 natomiast młoda Johanna pracuje nad swoją powieścią i poznaje Annę.
Autorka fantastycznie opisała Beelitzer Heilstätten, co było dla mnie największym atutem tej powieści. To miejsce fascynuje mnie od dawna, odwiedziłam je, gdy jeszcze stało w ruinie i nie było przystosowane do zwiedzania. Zachęcam do zobaczenia zdjęć stamtąd, wspaniale pokazują klimat. Niestety sama powieść mnie rozczarowała. Zabrakło mi tu zdecydowanego powiązania wątków, jakiejś konkluzji. Po zakończeniu lektury nie miałam poczucia, że wszystkie elementy i wątki łączą się w całość. Każda z tych płaszczyzn jest sama w sobie ciekawa, ale rodzinna koneksja nie wystarczyła, by je powiązać.
Moja ocena: 4/6
Ulla Lenze, Das Wohlbefinden, 347 str., Klett-Cotta 2024.