poniedziałek, 30 czerwca 2025
Stosikowe losowanie – lipiec 2025
"Der sechste Stock eines fünfstöckigen Hauses" Anar
środa, 25 czerwca 2025
"Wysokie góry Portugalii" Yann Martel
Sięgnęłam po tę książkę ze względu na jej tytuł. Proza Martela interesowała mnie zdecydowanie mniej niż samo miejsce akcji. I faktycznie sporo tu portugalskich miejsc, imion, nazwisk, a w ostatniej części zdań, ale poza egzotycznym anturażem nie stanowią one tutaj żadnej wartości dodanej. Opisane historie mogłyby się wydarzyć wszędzie i pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego Kanadyjczyk wybrał północno-wschodnią na miejsce większości akcji.
Powieść dzieli się na trzy części. Pierwsza z nich rozpoczyna się w 1904 w Lizbonie, gdzie młody mężczyzna Tomás, po śmierci ukochanej, dziecka i ojca decyduje się wybrać w wysokie góry Portugalii w poszukiwaniu zagadkowego krucyfiksu. Podczas swojej pracy w muzeum odkrył bowiem pamiętnik portugalskiego misjonarza, który ów bliżej nieokreślony obraz/rzeźbę wysłał do Portugalii z Wysp św. Tomasza i Książęcej. Tomás wyrusza w swoją podróż jednym z pierwszych samochodów w Portugalii, pożyczonym przez wujka, co wzbudza wielką sensację na dość niekonwencjonalnej trasie. Mężczyzna jedzie bowiem przez interior, niewielkie miejscowości, cała trasa niespecjalnie koresponduje z rzeczywistością.
Druga część rozgrywa się jednego dnia – w sylwestra 1938 roku w Bragançy, gdzie medyk sądowy wysłuchuje monologu swojej żony na temat kryminałów Agathy Christie i ich powiązań z ewangelią, a następnie przyjmuje nietypową klientkę. Starsza kobieta przybywa z wysokich gór Portugalii z ciałem męża w walizce, by poddać je autopsji. O ile pierwsza część miała jakikolwiek realizm, to tu autor totalnie odpłynął w magię, czy też może też w realizm, ale magiczny.
Trzecia część to lata 80. – stojący tuż przed emeryturą Kanadyjczyk emigruje do Portugalii wraz z wykupionym z laboratorium szympansem. Podobnie jak Tomás z pierwszej części owdowiał i próbuje sobie w ten sposób poradzić z życiem. Peter wyjeżdża w, a jakże, wysokie góry Portugalii i wynajmuje dom w zabitej dechami wiosce, która przypadkowo jest tą wioską z poprzednich części. Ów Peter za pomocą słownika porozumiewa się z mieszkańcami (całymi zdaniami!), którzy bez problemu akceptują wśród nich obcokrajowca i szympansa.
Autor wszystkie te części łączy, ale to lepiszcze jest toporne i kruche, a zakończenie nie niesie żadnego katharsis ani nawet efektu wow, choć zdecydowanie jest na jedno i drugie wymierzone. Nie zachwycił mnie ani język Kanadyjczyka, ani pomysł, ani historia – nudziłam się podczas lektury i gdybym nie słuchała audiobooka na pewno bym ją porzuciła. Mam więc nauczkę – nie wszystko, co ma w tytule Portugalię, warte jest lektury.
Moja ocena: 2/6
Yann Martel, Die hohen Berge Portugals, tł. Manfred Allié, 416 str., S. Fischer 2016.
poniedziałek, 23 czerwca 2025
"Annie John" Jamaica Kincaid
Annie dorasta na niewielkiej karaibskiej wyspie – Antigui. Dziewczynka jest kochana i rozpieszczana przez rodziców, w szkole sobie świetnie radzi, uchodzi za bardzo zdolną, wszyscy ją lubią, ma cudną przyjaciółkę, jej życie nie mogłoby być piękniejsze. Pewnego dnia jednak Annie zaczyna dorastać i jej spojrzenie na świat się zmienia, a dziewczyna zaczyna odczuwać, że stosunek jej matki do niej się zmienił. Wrogość między nimi narasta, a Annie zaczyna cichą rebelię, zmienia się też jej krąg znajomych, w miarę jak przeskakuje do kolejnych klas. Pewnego dnia dziewczyna zapada na dziwną chorobę.
Ta częściowo autobiograficzna opowieść to historia o dojrzewaniu z wieloma tematami w tle. Na głównej płaszczyźnie to proces oddzielania się od matki, a zarazem narastającej wrogości między kobietami. Wraz z dorastaniem Annie matka zmienia się z opiekunki w swoistą konkurentkę. Dziewczyna początkowo nie rozumie, dlaczego matka traktuje ją inaczej, ale nie szuka też rozmowy. Zresztą matka także niczego nie tłumaczy i pozwala, by napięcie narastało. To napięcie pozostaje jednak w ukryciu, wobec świata i ojca zachowane zostają pozory. Choroba Annie nie otrzymuje tu głębszego wyjaśnienia – przywraca jednak troskliwość rodziców, a nastolatka traktowana jest jak małe dziecko. Bardzo ciekawy jest zabieg korelacji dolegliwości z nieustającym deszczem. Po miesiącach suszy na wyspę zaczyna spadać nieustający deszcz, tak jakby natura pogrążała się w smutku nad depresją Annie, o ile jej chorobę tak można nazwać.
Na małej wyspie siła natury odgrywa ogromną rolę, podobnie jak morze. Matka głównej bohaterki pochodzi z Dominiki i na Antiguę dostała się statkiem, który musiał przetrwać sztorm. Nosząca to samo imię jak główna bohaterka matka opuściła rodzinną wyspę, by uciec od rodziców i rozpocząć niezależne życie. Nie inaczej uczyni Annie, która wsiądzie na statek, który ma ją zawieźć przez Barbados do Anglii. Mimo że czasy kolonializmu się skończyły, to jest on wciąż obecny – czy w szkole (niektórzy nauczyciele i nauczycielki pochodzą z Anglii), czy w perspektywach edukacyjnych i zawodowych.
To bardzo ciekawa, choć krótka powieść. Kincaid opowiada o życiu Annie w przedziale od dziesięciu do siedemnastu lat, ale dzięki retrospektywom pozwala czytelniczce poznać wiele wcześniejszych wydarzeń. Sporo tu także metaforycznych wizji, nie tylko tych z okresu choroby. Każda z nich wydaje się mieć drugie dno nawiązujące do sytuacji uwięzienia na wyspie, przemożnej siły natury czy surowych reguł, według których toczy się życie w tej małej społeczności.
Moja ocena: 5/6
Jamaica Kincaid, Annie John, tł. Barbara Henninges, 160 str., Knaur 1992.
niedziela, 22 czerwca 2025
"Nie jesteśmy tu dla przyjmemności" Nina Lykke
czwartek, 19 czerwca 2025
"Zerteilt" Michael Tsokos
wtorek, 17 czerwca 2025
"Lautlose Feinde. Lost in Fuseta" Gil Ribeiro
czwartek, 12 czerwca 2025
"Śląsk, którego nie ma" Kamil Iwanicki
środa, 11 czerwca 2025
"Muna oder Die Hälfte des Lebens" Terézia Mora
niedziela, 8 czerwca 2025
"Kos kos jeżyna" Tamta Melaszwili
Etero ma czterdzieści osiem lat, mieszka na gruzińskiej wsi i jest panią samej siebie. Ma swój dom, prowadzi sklep i niczego więcej jej do szczęście nie potrzeba. Ale nie zawsze tak było. Wychowała się u siostry dziadka, u której została umieszczona po śmierci matki. Do ojca i starszego brata wróciła w momencie pójścia do szkoły i od tego momentu stała się posługaczką tych dwojga. Jej życie ograniczało się do prania, gotowania, prasowania i na końcu szkoły. To niewolnicze życie było przyczyną odrzucania wszelkich zalotów. Etero miała świadomość, że zamążpójście będzie oznaczało przejście z jednego kieratu w drugi. Teraz spogląda na młodsze znajome, które usługują mężom i synom, źle traktując córki. Takie spokojne życie wydaje się wystarczać, kobieta ma świadomość, że wkracza w okres drugiej połowy życia – menopauza, starzenie się, starość – to wszystko ma przemyślane i zaplanowane. Gdy pewnego dnia jednak wybiera się na jeżyny i podczas zbioru niemal ginie, jej rozsądek chwieje się w posadach i kobieta nawiązuje romans.
Melaszwili napisała tę powieść w formie strumienia świadomości, co pozwala nam wejść w głowę Etero. To prosta kobieta, która nie poznała wiele poza swoją wsią, pracą, nawet nie ukończyła edukacji. czyli szkoły pielęgniarskiej. Swoją aktualną pozycja zawdzięcza pracy swoich rąk, ale też uwolnieniu się od władzy mężczyzn. Wciąż jednak jej życiem kierują sąsiedzi i znajomi – siła plotki i oceny jest tak wielka, że zawsze trzeba mieć się nie baczności, by nie być wziętym na języki. W tle pobrzmiewa także niebezpieczeństwo śmierci – po wojnie i oddzieleniu Osetii nie jest dobrze być wziętą za Osetyjkę i choć Etero nią nie jest, to pochodzenie jej matki z położonej w tym regionie wsi może zdecydować o życiu lub śmierci.
Melaszwili opisuje powolną emancypację. Nie tę, która rodzi się z ruchu feministycznego i wsparcia innych kobiet, ale tę, który wyrasta na własnym buncie, zmęczeniu i poczuciu bycia wykorzystywaną. Co jednak z tą wypracowaną równowagą, gdy człowiek się zakocha? A może to wcale nie miłość, lecz zew nigdy nieprzytulanego ciała?
Gruzinka operuje bardzo plastycznym językiem, pięknie opisuje świat, przyrodę, okolicę, odczucia. Wielkim kontrastem są tu jednak wulgaryzmy, bo tylko w taki sposób Etero opisuje świat miłości fizycznej. Zaskakujący jest także jej brak świadomości na temat zdrowia płciowego kobiet. To wszystko jednak wynika z braku wzorców, matczynego wychowania, rozmów, edukacji. Etero nie zna innych słów i nie ma szans niczego się dowiedzieć, bo na takie tematy się szczerze nie rozmawia, można tylko heheszkować.
Melaszwili stworzyła ciekawą powieść o skutkach patriarchatu i oziębłości. Widać u niej, jak brak uczucia i bliskości rzutują na życie, pozornie poukładane i dobre, ale jednak samotne.
Moja ocena: 5/6
Tamta Melaszwili, Kos kos jeżyna, tł. Magdalena Nowakowska, 240 str., Filtry 2024.
sobota, 7 czerwca 2025
"W matni" Émile Zola
Siódmy tom cyklu Rougon-Macquart jest jak na razie moim ulubionym, choć trudno tu mówić o przyjemności lektury. W tej powieści Zola wraca do rodziny Macquartów, opisując życie praczki Gervaise, która do Paryża przybyła z Augustem Lantier, kochankiem, oraz dwójką synów: Claudem i Etienne. Lantier uwiódł ją już w wieku czternastu lat, a w Paryżu bardzo prędko opuszcza Gervaise i dzieci w pogoni za lepszą kochanką. Gervaise zostaje sama, bez grosza, ale to pracowita i sprytna osoba. Bardzo prędko podejmuje prace w pralni i dzięki swoim umiejętnościom zdobywa wiernych klientów. Wzbudza także zainteresowanie robotnika Coupeau, który zakłada na domach rynny. Para bierze ślub, niebawem rodzi się im córka Anna, zwana Naną, a Gervaise wynajmuje sklep, by założyć swoją pralnię. Wszystko idzie jak z płatka, aż pewnego dnia Coupeau spada z dachu. Ten wypadek będzie przełomowy. Pracowity człowiek zamienia się w pijaczynę. W międzyczasie wraca także Lentier, który zaprzyjaźnia się z nowym mężem byłej kochanki. Bardzo szybko okazuje się, ze Gervaise pracuje na dwóch leniwych mężczyzn, cały dom i dzieci.
Zola fantastycznie opisuje stosunki w kamienicy – niechęć do Gervaise, gdy odnosi sukcesy, zakłamanie, perfidię i plotkowanie. Tytułowa matnia nie ma wyjścia, a alkohol jest gwoździem do trumny. Francuz nie szczędzi sugestywnych opisów pijaństwa piętnastego każdego miesiąca, a także skutków choroby alkoholowej. Zoli udało się wejść do czynszówek i warsztatów robotniczych i pokazać warunki życia, stosunki międzyludzkie i mentalność. Wiarygodnie opisuje powolny upadek Gervaise, która nie ma szans na przetrwanie w nieprzyjaznym środowisku i w obliczu takiego wroga, jakim jest alkohol. Równocześnie Zola zaznacza w tle zmiany zachodzące w Paryżu – przebudowę całych dzielnic, ale także coraz silniejszy wpływ maszyn na życie robotnicze. Praca w kuźni, którą prowadzi jedyny życzliwy Gervaise człowiek, fascynuje kobietę. Siła ludzkich rąk i maszyn przykuwa jej wzrok, podobnie jak destylator, który niby mimochodem stwarza truciznę rządzącą życiem najbiedniejszych.
Zola nie ogranicza się tylko do szkicu życia głównej bohaterki, mamy tu wiele fantastycznych postaci w tle: sąsiadów takich jak grabarz czy mała dziewczynka, której matkę zakatował wiecznie pijany ojciec i który podobnie traktuje dziecko. W tej powieści jednak mniej wielostronicowych opisów, a więcej akcji i odmalowywania charakterów, co zdecydowanie przekłada się na jakość lektury. Dodatkowym smaczkiem jest dzieciństwo i dojrzewanie Nany, którą dopiero lepiej poznamy w jednej z najsłynniejszych powieści Zoli.
Francuz bez ogródek opisuje sromotę życia, są wydzieliny, obcesowość, śmierć, bicie i stosunki płciowe, co podobno po publikacji nie trafiło na dobry odzew czytelniczek i czytelników. To jednak naturalizm w jego najlepszym wydaniu, niezwykłe świadectwo ówczesnego życia i do głębi poruszająca powieść.
Dodam jeszcze, że polski tytuł, mimo że odbiega od oryginału (L'Assomoir to nazwa lokalu, który magicznie przyciąga książkowych pijaków), świetnie oddaje istotę powieści.
Moja ocena: 6/6
Émile Zola, Der Totschläger, tł. Gerhard Krüger, 330 str., Die Gehörgäng 2025.
piątek, 6 czerwca 2025
"Kobiety, o których myślę nocą" Mia Kankimäki
niedziela, 1 czerwca 2025
Podsumowanie maja 2025
Przeczytane książki: 16